Wypadek Hoheisela

Gdy wóz jadąc od strony Glatzu minął tablicę z napisem Friedrichswartha Hoheisel wcisnął pedał gazu do oporu. Dwusuwowy silnik pachnącego nowością DKW F5 zaterkotał i wszedł na obroty. Trzymając kurczowo kierownicę Hoheisel kątem oka obserwował wskaźnik obrotomierza. Dwa tysiące, trzy tysiące. Trzy i pół tysiąca pękło, gdy mijali ostatnie zabudowania Lochowa. Prędkościomierz dochodził do 80 kilometrów na godzinę. Siedzący z tyłu ślusarz Ziaja śmiał się i poganiał kierowcę. Śmiali się też dwaj inni pasażerowie w tym brat panny młodej. Jechali właśnie na ślub i wesele do Warthy. Kontynuuj czytanie

Wizyta w atelier

Wybrałem się do Otto jak zwykle w piątek wieczorem. Mamy taką tradycję, że zaczynamy spotkanie zawsze u Alojza, na parterze kamienicy. Prowadzi tam piernikarnię i kawiarnię. Kilka stolików, kameralna atmosfera, muzyka z adaptera. Na stoliku zawsze czeka na gości oprawiona w bordowy materiał karta win. Oczko w głowie Alojza. Gruba faktura i tłoczenia sprawiają, że przyjemnie się ją studiuje w dłoniach. W środku wina włoskie, francuskie, greckie i inne. Cała Europa czeka tylko aby ją skosztować. Naprawdę trudno się oprzeć. Kontynuuj czytanie

Spacer z Margarete

Tak sobie właśnie spaceruję z Margarete. Idziemy Hauptweg w kierunku Bergsturz. A potem się zobaczy. Może jak się nie rozpada to wpadniemy jeszcze na Warthaberg? Ja wiem. Kłują Was te nazwy jak sól w oku. Ale co ja poradzę. Jestem w 1937 r., a Polska będzie tutaj dopiero za 8 lat.

W każdym bądź razie Margarete czyli Małgorzata to bardzo ciekawa osoba. Tak, wiem. Straszne faux pas popełniłem. Nie przedstawiłem Wam jej. Kontynuuj czytanie