
Wybrałem się do Otto jak zwykle w piątek wieczorem. Mamy taką tradycję, że zaczynamy spotkanie zawsze u Alojza, na parterze kamienicy. Prowadzi tam piernikarnię i kawiarnię. Kilka stolików, kameralna atmosfera, muzyka z adaptera. Na stoliku zawsze czeka na gości oprawiona w bordowy materiał karta win. Oczko w głowie Alojza. Gruba faktura i tłoczenia sprawiają, że przyjemnie się ją studiuje w dłoniach. W środku wina włoskie, francuskie, greckie i inne. Cała Europa czeka tylko aby ją skosztować. Naprawdę trudno się oprzeć.
Potem przeglądam w atelier fotograficznym Otto piętro wyżej jego szklane klisze. Są ich setki. A właściwie tysiące. W obiektywie Otto ujmuje lokalne budownictwo, stroje, pracę, obyczaje i obrzędowość, przedmioty codziennego użytku oraz pejzaże. Na tym tle zawsze sportretowany jest człowiek – główny temat i bohater całej kolekcji. Przez długie lata swojej pracy Otto stworzył obraz małego, górskiego miasteczka oraz zamieszkujących go ludzi. Zapisał ich na swoich szklanych kliszach.
Szklane klisze Otto są jak nagrobki na cmentarzu. Wizytówką człowieka. Migawka życia robi pstryk. Był. I go nie ma. Nie ma znaczenia w co wierzył czy jakiej był narodowości. Na samym końcu ścieżki życia i tak ląduje jak wszyscy na tej planecie na cmentarzu. A ktoś, kto po wielu latach weźmie do ręki nie opisaną kliszę, która po nim pozostała, pomyśli: jakiś człowiek. Po śmierci różnice nie mają już znaczenia. A za życia – jak mawia Otto – wykorzystują je politycy aby nas dzielić. Bo wtedy łatwiej jest nami manipulować i rządzić.
– Z czego zbudowany jest dom dający ci schronienie? – pyta mnie.
– Z cegieł, drewna, dachówki… – odpowiadam cały czas wertując w drewnianym pudełku klisze od których nie mogę oderwać wzroku.
– Dokładnie. A z czego zbudowane są te materiały? – dopytuje dalej.
– Z atomów.
– Zgadza się! Atomy te, jak wiesz, muszą łączyć się ze sobą bardzo blisko aby utworzyć cegłę albo inny materiał budowlany. A co by się stało gdyby zamiast się łączyć, odpychały się?
Odpowiadam, że nastąpiłby rozkład.
– Znów masz rację. A kiedy odpychasz innego człowieka, nawet tego którego nie lubisz, przyczyniasz się do rozkładu całej cywilizacji. To jest zjawisko które coraz bardziej się rozpowszechnia na tej planecie poprzez nienawiść i przemoc.
Otto jest jak zwykle gadatliwy. Ma wiele do powiedzenia. Tysiące sportretowanych osób to tysiące rozmówców. O różnych poglądach, narodowościach, wyznaniach, orientacjach i stylach bycia. Tysiące tematów rozmów.
Tego wieczoru Otto mówi dalej głównie o politykach. Przeglądam dalej klisze słuchając go. Jego zbiór jest po prostu obłędny.
– Większość polityków ma trzech bogów – władzę, chwałę i pieniądze – mówi Otto. Gdy obejmują władzę robią dalej to co im się żywnie podoba. Nie dotrzymują obietnic. Będąc u władzy rozczarowują ludzi i zwodzą ich aż do następnych wyborów. Ich celem nie jest pomyślność ludzi. Motywują się fałszywą dumą, ambicją partyjną czy też po prostu względami materialnymi. Pieniędzmi.
Otto mówi, że aby przyciągnąć dobrych polityków trzeba zacząć od ucięcia im pensji do takiej jaką ma kierownik Sparkasse w Bardzie.
– Zobaczysz, że wtedy będzie mniej chętnych ale ci którzy zostaną będą ludźmi szczerymi i autentycznie będą coś chcieli zrobić dla innych ludzi – dodaje. Zastanawiam się czy nie ma racji bo jak sięgam pamięcią wstecz to nie pamiętam polityka, który rządy zaczyna od obniżenia swojego wynagrodzenia. A wręcz przeciwnie.
Otto uważa też, że powinno się skończyć z partiami politycznymi – pretensjami, niechęcią i nienawiścią będącymi ich konsekwencją – aby wyciągnąć rękę do swojego bliźniego. Aby go zaakceptować i pracować z nim bez względu na różnice jakie mogą zaistnieć. Bo przecież jest on częścią tego samego miasta, tego samego narodu, planety.
Potem Otto instruuje mnie jak można to zmienić i mówi, że zwykli ludzie mają olbrzymią moc. Wierzę mu. I pokazuje mi jeszcze technikę mokrego kolodionu.
Na dokładnie oczyszczoną szklaną płytę nanosi warstwę kolodionową – roztwór alkoholowo-eterowy nitrocelulozy, czyli bawełny strzelniczej. Przed naświetleniem dodaje do kolodionu mieszaninę uczulającą, w skład której wchodzą różne sole w rozmaitych proporcjach, których recepturę sam opracował po wielu próbach i błędach. Następnie płytę szklaną, z lekko zastygniętą warstwą kolodionową, zanurza w roztworze azotanu srebra i jeszcze mokrą umieszcza w aparacie. Trzeba ją naświetlić i wywołać zanim zdąży wyschnąć. Czas naświetlania trwa kilka sekund.
Nikt już tak nie robi. Technika ta była dominująca aż do początku lat 80-tych XIX w. Teraz kupuje się gotowe szklane klisze wytworzone metodą żelatynowo-srebrową, która polega na pokryciu szklanej płyty warstwą żelatyny, która jest nośnikiem dla światłoczułych soli. Gotowiec, który wystarczy włożyć do aparatu.
Wychodząc ze spotkania myślę o tych atomach, o których opowiadał mi Otto. O tych szklanych kliszach i pokrywającej je nitrocelulozie. Cztery atomy azotu, sześć atomów węgla, siedem atomów wodoru i jedenaście atomów tlenu. Pierwiastki z których składają się też nasze ciała. Atomy się przyciągają, zgodnie współpracują. Ale wystarczy ktoś kto podłoży iskrę, ciepło czy płomień i zaczyna się nieodwracalna reakcja. I w tym momencie wszystko zrozumiałem…