Ostateczne rozwiązanie

Niech pan siądzie panie Groner. Tak, tutaj. Siadaj pan. Co my w tych papierach mamy. Zobaczmy…

Arthur Groner. Urodzony 30 września 1889 r. w Breslau. Zamieszkały na Neue Gasse 18. To dzisiejsza ul. Nowa we Wrocławiu. To przecież tuż obok Wzgórza Partyzantów. A potem pierwszego schronu dowództwa Festung Breslau. Prestiżowo. Nie ma co. Musiało się panu powodzić. Ano tak. Mam rację! Z wykształcenia przecież dentysta. Jak byk stoi w papierach. A więc lekarz.

Czyli najpierw pan ślubował ludziom pomagać. Wszystkim ludziom. No właśnie. A potem ślubował pan Führerowi. I podzielił pan sobie tą definicję. Byliście wy czyli „Übermenschen” i „Untermenschen”. Podludzie – zgodnie z tą waszą chorą narodowo-socjalistyczną ideologią.

A do partii pan wstąpił. A jakże. Numer członkowski NSDAP 1 337 954. Wysoki. Coś nie spieszyło się panu. Ale jak już się pan zapisał to dalej poszło już szybko, prawda?

Kolejny numer i kolejna formacja. Tym razem „Schutzstaffel”. W skrócie SS. Nr 247 825. Zamiast leczyć i pomagać zaczął pan odczłowieczać. Siłą i terrorem. Gdzie ja mam tą broszurę. A jest. Jak to ten wasz Himmler w niej pisał:

„Tak jak noc wstaje z dniem, tak światło i ciemność toczą wieczny konflikt. Tak samo jest z podludzkim największym wrogiem dominującego gatunku na ziemi, ludzkości. Podczłowiek to biologiczna istota stworzona przez naturę, która ma ręce, nogi, oczy i usta, a nawet pozory mózgu. Niemniej jednak ta straszna istota jest tylko częściową istotą ludzką. Chociaż ma cechy podobne do człowieka, jest niższa w skali duchowej i psychologicznej niż jakiekolwiek zwierzę.”

Częściowa istota ludzka? Podobna do człowieka? Kurwa wasza faszystowska mać herr Groner!

Ale spokojnie. Kontynuujmy. Wysoko w tym SS to nie zawędrowaliście. 9 listopada 1937 r. zostaliście SS-Hauptsturmführerem. Taki ichniejszy kapitan. I tak do końca wojny. Pan wiesz czemu się panem zajmuję? O to to właśnie.

Wartha. Bardo. Dokładnie!

Trafiliście tutaj 1 września 1943 r. Przeniesiono was ze Strzegomia – filii obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, gdzie byliście „Wächter” czyli strażnikiem. I nagle awans. Zostaliście „Lagerführerem” czyli komendantem “Umsiedlungslager nr 90” dla luksemburskich rodzin w Bardzie, który zajmował cały klasztor przy naszym kościele. 409 osób.

I zgotowaliście tym biednym Luksemburczykom iście buddyjskie Bardo – stan między życiem, a śmiercią.

To w Strzegomiu nauczył się pan tak ludzi traktować, prawda? Pozory żeście próbowali stwarzać. Nie ma co. Miał pan do pomocy dwie tak zwane „Siostry Czerwonego Krzyża” czyli Gertrudę Volkmer i Luzzi Zahlten, który były nie mniej wrogo nastawione niż pan, panie Groner.

Codziennie przed odbiorem jedzenia w kuchni kazaliście maszerować ludziom w karnym szyku przy okienku ściany kuchennej na której wielkimi literami można było przeczytać “Dziękujemy naszemu Führerowi”.

A w soboty wieczorami robił pan apel w świetlicy, gdzie wygłaszał pan hymn pochwalny w stosunku do Niemiec, władzy, sił zbrojnych i naturalnie samego Hitlera. I zawsze ale to zawsze kończył pan tą pogadankę tym, że mówił pan tym biednym Luksemburczykom, że już nigdy nie zobaczą swojej ojczyzny. Ale to jeszcze nic.

Pan przecież miał “doświadczenie” ze Strzegomia. I poszedł dalej niż komendanci innych obozów dla Luksemburczyków na Dolnym Śląsku.

W piwnicy klasztoru kazał pan zbudować “bunkier”. Tak ciasny i mały, że na drewnianej pryczy można było się położyć tylko skulonym. Bunkier był nie tylko ciasny ale i wilgotny. I bez światła. Kto naruszył nawet w najdrobniejszym stopniu regulamin obozu szedł do bunkra. Profilaktycznie na minimum 24 godziny. Np. za odmowę wykonania salutu “Heil Hitler”. Tak, mamy na to dowody. Podpisane przez pana rozkazy.

Uważał pan, że Bardo było obozem karnym dla Luksemburczyków, którzy stracili swoją szansę aby się przeszkolić na prawdziwych obywateli Rzeszy w innych obozach przesiedleńczych.

Odmówił pan rodzicom prawa troszczenia się, opieki i wychowywania swoich dzieci! Wszystkie dzieci i niezdolną do pracy młodzież oddzielił pan od rodziców i ulokował w osobnej części obozu…

Pan wie, że ja tu mam zeznania? Np. Wiktora Goederta. Miał 13 lat. Otrzymał polecenie dostarczenia biletów do kina dla pana i dwóch podległych panu „Sióstr Czerwonego Krzyża”. Wiktor wykorzystał pana nieobecność w obozie podczas seansu. I nie tylko on. Dzieci skorzystały z okazji i potajemnie odwiedziły swoich rodziców. Ale niektóre wróciły zbyt późno. Pan zdążył wrócić z kina. Wiktora jako organizatora całej tej akcji zamknął pan w bunkrze. I ciężko maltretował…

A młody Marcel Apel? Mam zdjęcie jego skatowanej przez pana twarzy. Odmówił wstąpienia do Hitlerjugend…

A Stieberowie? Gdy wytypował pan Luksemburczyków, którzy mieli jechać na plac budowy szańców w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym pani Stieber wraz z córką udało się uciec z transportu. Mimo, że eskortował pan Luksemburczyków osobiście z odbezpieczonym pistoletem koleją aż do Wrocławia. I to pan w akcie zemsty aresztował męża pani Stieber i wysłał go do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie zmarł.

Miał pan wściekłego psa. Szczuł nim pan ludzi. I terroryzował wymachując pistoletem. Wszyscy zdolni do pracy Luksemburczycy pracowali ciężko w fabryce w Przyłęku, wojskowych lazeretach w Bardzie, okolicznych gospodarstwach rolnych i u bardzkich rzemieślników. Odmawiał pan im jedzenia panie Groner. Ludzie umierali. Becker Marie, Braconnier Marie, Deltgen Jean-Pierre, Hames Francis, Hames Leon, Schwartz Marie-Adelaide, Steber Jean, Trauffler Marie-Louise… Boże świeć nad ich duszą…

Mam już dość. Naprawdę. O widzi pan? Ładne to zdjęcie. Boże Narodzenie. Siedzi pan przy stole razem z żoną. Miał pan jeszcze syna. Uciekli z Breslau przed oblężeniem i schronili się u pana w obozie. No i w końcu dzięki temu doczekał pan w Bardzie z rodziną końca wojny.

Jedno muszę panu przyznać panie Groner. Był pan do szpiku kości esesmańskim ideowcem. Pan wierzył w cały ten wasz gówniany projekt do samego końca.

8 maja 1945 r., w dniu wkroczenia Armii Czerwonej do Barda rano jeszcze przed tym zdążył pan zrobić Luksemburczykom poranny apel i musztrę!

A po apelu opuścił pan obóz. Razem z rodziną. Zdążył pan jeszcze zabrać zmontowany przez Luksemburczyków drewniany wózek żeby zapakować na niego swoje rzeczy. Ale nie zauważył, że Ci zdążyli ponacinać drewniane kółka wózka. Nie zajechał pan nim daleko bo szybko się rozkraczył na chodniku razem z pana rzeczami. Nie było czasu zbierać. Rosjanie już prawie na rogatkach miasta stali…

No i co panie Groner. Wrócił pan do punktu wyjścia. Endlösung. Ostateczne rozwiązanie. Wykonał je pan.

W lesie koło Barda, jak już pan tam dotarł, wyciągnął pan pistolet. Walther P38. Kaliber 9 mm. Pudełkowy magazynek o pojemności 8 nabojów. I zastrzelił pan swojego syna. Potem żonę. Następnie tego parszywego psa. A na końcu strzelił pan sobie w głowę.

I to by było na tyle herr Groner. Das Ende.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *