Spacer z Margarete

Tak sobie właśnie spaceruję z Margarete. Idziemy Hauptweg w kierunku Bergsturz. A potem się zobaczy. Może jak się nie rozpada to wpadniemy jeszcze na Warthaberg? Ja wiem. Kłują Was te nazwy jak sól w oku. Ale co ja poradzę. Jestem w 1937 r., a Polska będzie tutaj dopiero za 8 lat.

W każdym bądź razie Margarete czyli Małgorzata to bardzo ciekawa osoba. Tak, wiem. Straszne faux pas popełniłem. Nie przedstawiłem Wam jej. Kontynuuj czytanie

Pod Łabędziem

Mieliśmy w Bardzie, jak już wiecie, jak go nazywali mieszkańcy „Hotel Bug-Dich” czyli „Hotel Schyl Się”. Bo żeby tam wejść trzeba było z poziomu ulicy zejść w dół przez drzwi po schodkach schylając się przy tym.

Ale była jeszcze jedna fajna miejscówka. Zupełne przeciwieństwo „Hotelu Schyl Się”. Była to stara gospoda sięgająca korzeniami XIX w. Jej ostatnimi właścicielami była rodzina Puritz. Oficjalnie zwała się od zawsze „Gasthaus zum Schwann” czyli „Pod Łabędziem”. Dziwnie, nie? Kontynuuj czytanie

Hotel Schyl Się

Fajna miejscówka z klimatem. Polecam. Jakbyście kiedyś mieli okazję. To ten mały, bajkowy domek. Zaznaczyłem Wam go na zdjęciu strzałką. Adres to Hauptstrasse 37. Zapiszcie sobie. Prowadzi go stary Josef. Znaczy się Józef. Józef Proske.

To w ogóle świetna architektura jest. Czysty szachulec. I do tego ustawiony ścianą szczytową od strony ulicy. Jedyny taki w Bardzie. Mówią, że ma 200 lat, a może i nawet więcej. Józef prowadzi tam wyszynk i miejsca noclegowe. Malutkie pokoiki z niskim sufitem. Klimat jest jak ze Złotej Uliczki w Pradze. Pachnie drewnem i kiełbasą. Bo Josef jest też rzeźnikiem i prowadzi tam też sklep mięsny. Codziennie jest świeże mięso. A jakie kiełbasy. Palce lizać. Roślinożercom zdecydowanie nie przypadnie do gustu.

Jakbyście mimo to nie mogli trafić to pytajcie miejscowych. Jak spytacie, gdzie jest dom Proskego to wszyscy Wam odpowiedzą: „Aaa! Hotel Bug-Dich. To tam…”. „Hotel Bug-Dich” to taka nieoficjalna nazwa. „Bug-Dich” czyli „Schyl Się”. Bo żeby tam wejść trzeba było z poziomu ulicy zejść w dół przez drzwi po schodkach schylając się przy tym. W zimny styczniowy wieczór zjadłem tam bulion mięsny popity kieliszkiem wódki („Körnel”). Kapitalnie rozgrzewa. Kontynuuj czytanie