Podróż w czasie

Coś mną szarpnęło. A potem poczułem jakbym spadał. Ale po chwili to paskudne uczucie minęło. Usłyszałem gwar ulicy i otworzyłem oczy. Te podróże w czasie dają mi się ostatnio mocno we znaki. Do dziś pamiętam wycieczkę sprzed tygodnia. Coś poszło nie tak i w letnim stroju wylądowałem w samym środku zimy. Ale dziś było inaczej. Był przepiękny sierpniowy dzień. Spojrzałem na zegarek. Było wpół do dziesiątej przed południem. Kontynuuj czytanie

Kapliczka zmartwień

Kapliczka. Stoi tu od zawsze. Na wylocie z Barda w kierunku Ząbkowic Śląskich. Na szczycie przewyższenia drogi. Tak, że wyjeżdżając z Barda mijasz cmentarz i nie widzisz przed sobą drogi, która znika w dole za górką. A na górce stoi kapliczka. Mijasz ją. Droga opada w dół i jesteś już w innym świecie.

Wtopiła się w krajobraz tak, że jest już praktycznie niezauważalna. Wręcz niewidoczna. Przeźroczysta. Ludzie tylko pędzą obok niej samochodami zajęci swoimi codziennymi sprawami. Materializuje się dopiero wtedy, gdy kogoś o nią spytasz. Kapliczka? No tak. Jest taka. Stoi. Kamienna taka chyba. Kontynuuj czytanie

Wizyta w atelier

Wybrałem się do Otto jak zwykle w piątek wieczorem. Mamy taką tradycję, że zaczynamy spotkanie zawsze u Alojza, na parterze kamienicy. Prowadzi tam piernikarnię i kawiarnię. Kilka stolików, kameralna atmosfera, muzyka z adaptera. Na stoliku zawsze czeka na gości oprawiona w bordowy materiał karta win. Oczko w głowie Alojza. Gruba faktura i tłoczenia sprawiają, że przyjemnie się ją studiuje w dłoniach. W środku wina włoskie, francuskie, greckie i inne. Cała Europa czeka tylko aby ją skosztować. Naprawdę trudno się oprzeć. Kontynuuj czytanie

Pod Łabędziem

Mieliśmy w Bardzie, jak już wiecie, jak go nazywali mieszkańcy „Hotel Bug-Dich” czyli „Hotel Schyl Się”. Bo żeby tam wejść trzeba było z poziomu ulicy zejść w dół przez drzwi po schodkach schylając się przy tym.

Ale była jeszcze jedna fajna miejscówka. Zupełne przeciwieństwo „Hotelu Schyl Się”. Była to stara gospoda sięgająca korzeniami XIX w. Jej ostatnimi właścicielami była rodzina Puritz. Oficjalnie zwała się od zawsze „Gasthaus zum Schwann” czyli „Pod Łabędziem”. Dziwnie, nie? Kontynuuj czytanie

O Jasiu co się pilnie uczyć nie chciał

Wróciłeś tam Hans. To były lata 90-te. Przyjechałeś do Barda. Już jako staruszek. Myślałeś, że sobie z tym poradziłeś. Że przepracowałeś. I wszedłeś do środka gmachu dawnej Adolf-Hitler-Schule 11. Ponownie po ponad 50 latach. Ale się przeliczyłeś. Nie można się tak oszukiwać Hans. Wiesz? Nawet jak się to głęboko w duszy zakopie to zawsze wybije. Jak szambo. I nie byłeś w stanie powstrzymać tej wzbierającej fali. Rozpłakałeś się. Rozkleiłeś. Trząsłeś się. I nie byłeś w stanie zrobić ani kroku dalej. Uciekłeś z holu wejściowego. I już nigdy tu nie wróciłeś… Kontynuuj czytanie